
Piwa chłodzimy w lodówce i wyciągamy na 30 minut przed otwarciem (co okazało się błędem ale o tym później). Otwieramy oba i wąchamy z butelki, cytryna pachnie bardzo mocno, jednak jest to zapach chemiczny, jak środek czyszczący a nie naturalna cytryna z rynku. Zapach grejpfruta jest zdecydowanie słabszy ale za to bardzie naturalny, dużo przyjemniejszy. Oba "piwa" maja problem z pianą, lejemy równym strumieniem prostopadle z kilkunastu centymetrów żeby wymusić pianę, która podczas nalewana i wygląda ładnie jednak szybko znika, żeby po 2-3 minutach zastawić pojedyncze bąbelki na powierzchni. Cytrynowe zdecydowanie lepiej pachnie ze szkła już nie tak chemicznie. Oba piwa są lekko mętne, być może to osad piwa albo miąższ owocowy. Co do smaku miałem dużo wątpliwości, grejpfrut lekko kwaśny, cytrynowe troszkę jakbym pił środek czyszczący, w obu kompletnie nie wyczuwalny smak piwa, lekko nasycone CO2. Zdecydowanie lepiej pachną i wyglądają niż smakują.
To co nalane do szkła zostało wypite a reszta z butelek odstała jeszcze kilkanaście minut w temperaturze pokojowej i to był strzał w dziesiątkę. Podczas przelewania piana była dużo obfitsza i dłużej się utrzymywała. Aromaty zapachowe oraz smakowe dużo bardziej wyraziste, smaku piwa wciąż nie czuć. To piwo zdecydowanie najbardziej nadaje eis do picia w temperaturze pokojowej dużo traci kiedy jest schłodzone. Jak ktoś lubi redlery powinien być zadowolony natomiast smakoszom piwa nie podejdzie z powodu braku aromatów browarniczych.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz